Pozostając w owadzim kręgu zainteresowań ostatnimi dniami zajmowałyśmy się pszczołami, a konkretnie, tym jak powstaje miodek. Na początku zaznaczę, że zawsze Maja była zdeklarowaną przeciwniczką miodu - twierdziła, że nie lubi i nie polubi i koniec. Nie przeszkadzało to jednak w dowiedzeniu się o nim co nieco. Plan był taki, żeby rozpocząć od wyprawy na targ i kupienia kilku różnych słoiczków miodu, ale choróbczysko nam go pokrzyżowało. Trzeba było wykorzystać resztkę domowych, miodowych zapasów.
Zaczęłyśmy od układania historyjek obrazkowych o miodzie. Po ułożeniu obrazków w odpowiedniej kolejności prosiłam Mają o opowiedzenie, co dzieje się na każdym obrazku.
Układanie ciągów zdarzeniowych i logiczne opowiadanie o nich własnymi zdaniami, jest umiejętnością, którą powinien ćwiczyć przedszkolak.
Znalazł się czas na jedną z naszych zapomnianych gier - katapultujące pszczółki. Jest to gra zręcznościowa, która wcale nie jest prosta nawet dla dorosłych. Za pomocą drewnianej katapulty trzeba wystrzelić pszczółkę w powietrze, tak żeby wpadła do kwiatka w swoim kolorze. Nie zawsze się udaje, ale daje dużo śmiechu, kiedy pszczoły fikają na wszystkie strony.
Wykorzystując pszczółkowe pionki zrobiłam naszą własną grę planszową o całym cyklu robienia miodu. Na planszy naklejone są obrazki przedstawiające kwiaty, z których pyłku pszczoły chętnie robią miód - mamy akację, rzepak, lawendę i pomarańczę. Pszczółki latają po planszy i zbierają pyłek z kwiatków, na których staną ( oczywiście rzucamy kostką, żeby się poruszać ). Ponieważ rzepak jest bardziej pospolity po stanięciu na nim zbieramy 4 pyłki, na akacji 3, na lawendzie 2, a na pomarańczy 1. Pyłki to kwiatki w odpowiednich kolorach wycięte ozdobnym dziurkaczem. Na planszy są też pola z misiem łakomczuszkiem, kiedy tam staniemy rzucamy kostką, żeby ustalić ile pyłków zabrał nam miś. Wszystkie zebrane pyłki pszczółki gromadzą w swoich ulach z pudełek po zapałkach. Pszczółka, która pierwsza dotrze do mety dostaje 2 dodatkowe pyłki. Na końcu wszystkie pszczółki liczą swoje pyłki, żeby wiedzieć ile powstanie z nich miodków akacjowych, rzepakowych, lawendowych i pomarańczowych - wygrywa pszczółka, która zrobi najwięcej miodu.
Żeby zachęcić Maję do spróbowania miodu urządziłyśmy koci piknik na kocyku w pokoju. Na takim pikniku zawsze zajadamy pokrojone w kosteczkę owoce i chrupiące przekąski razem z Mai pluszowymi przyjaciółmi. Próbowałam ją namówić do umoczenia cząstki jabłuszka w miodku, ale nie było nawet mowy, szła w zaparte :)
Zbudowałyśmy kolejny model pinezkowy - oczywiście pszczołę, z każdym kolejnym Maja jest coraz bardziej dokładna i sprawia jej dużo radości, że robi to sama.
Pozostawał temat samego 'niesmacznego' miodu. Nałożyłam miód do miseczki i przygotowałam karteczki z przymiotnikami, część z nich pasowała do miodu, a część nie. Najpierw zapytałam Maję, co może mi powiedzieć 'jaki jest miód?' Oczywiście poza tym, że jest niedobry powiedziała jeszcze, że jest lepki i ciągnący, co pokrywało się z moimi przymiotnikami. Potem trzeba było go powąchać - był problem, nie bo nie i koniec! Po dłuższych pertraktacjach dała się namówić i okazało się, ( no proszę! ), że bardzo ładnie pachnie! Następnie trzeba było sprawdzić gęstość, czyli poprzelewać i pomieszać trochę łyżeczką. Maja mieszała, bełtała i nagle kropla kapnęła na palec, a moja Córka co na to? Odruchowo oblizała paluszek!!! Z początku szok i złość, że przecież nie chciała próbować, a po chwili - przełom :) Palec w miodzie i do buzi! I okrzyki radości - 'spróbowałam miód i jest dobryyyy!' :) JUUUPI! :) Prób było jeszcze kilka i prawie że łzy radości mamy ( namówić moje dziecko do spróbowania nowych rzeczy to istny cud ). Dopasowałyśmy wszystkie karteczki, a do tych które nie pasowały znalazłyśmy odpowiednie wyrazy ( np. do 'zielonego' Mai pasowała mięta, nie wiem czemu akurat tak, ale się cieszę :).
Projekt 'Miód' uważam za zakończony sukcesem :)))
Ale miodne zajęcia! Gra rewelacyjna! Ale głównie to gratuluję i zazdroszczę spróbowania miodku. Ja też o to walczę ale jak na razie bez skutku (Emma mówi że miodek uwielbia ale nie je bo on jest Kubuśa). Super że Maja się przełamała! Wypróbuję wasz sposób może się uda.
OdpowiedzUsuńRewelacja! bardzo fajnie opracowany temat!
OdpowiedzUsuńGratuluję sukcesu miodowego!
U nas dwa dni temu miało miejsce to samo, Tomek, też nie chciał miodu - bo nie, i tak samo jest uparty ale dałam mu dzbanek herbaty owocowej i łyżkę miodu i kazałam mu posłodzic herbate tak by miód się rozpuścił, oczywiście mieszał, mieszał, pochlapał się spróbował i...zaczął wyjadać... i mówi: Mama miód jest dobry! i słodki! Jak mu jeszcze powiedziałam , że to taki zdrowy cukier robiony przez pszczoły to stwierdził, Musisz mi mama nakładac go na miseczkę i dawać częściej :)
Pyszności i na prawdę fajny pomysł :)
OdpowiedzUsuńKoci piknik mnie rozczulił, różnorodność i "kochaność" kotów przypomniała mi dzieciństwo!..
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń