Nasze ulubione książki

niedziela, 31 lipca 2011

Gąbczaste wycinanki

Dawno temu widziałam już u Asiami takie rybki, czekałam na chwilkę natchnienia by też zrobić takie do kąpieli dla Mai i oto są, gąbeczkowe układanki, które po zmoczeniu w wodzie świetnie przylepiają się do boków wanny i do kafelków.



Paczka takich gąbczastych ściereczek kosztuje grosze - mi wystarczyło jedno opakowanie z trzema kolorami. Powycinałam różne kształty do układania obrazków i oczywiście morskie zwierzątka i mamy kąpielowe puzzle, bardzo przyjazne i mięciutkie.

Słuchamy z Mają w samochodzie piosenek z bajek Disneya i dziś przypadkiem odnalazłam piosenkę, która będzie mi się od zawsze kojarzyła z latem tego roku, to jest piosenka o nas i o naszym szarym niebie, posłuchajcie... 'czy nastanie znów świt'. A u nas oczywiście leje :(

Gdzie jest króliczek - przyimki



Na początek powiem Wam, że wybraliśmy się wczoraj rodzinnie do kina na Kubusia Puchatka, jak ogłaszają na każdym rogu, bajkę słodką jak miód. Noszzz, ciśnie mi się na usta wiele słów - było fatalnie, bo ta bajka jest fatalna!!! Moja córka ogląda bajki w telewizji i bardzo je lubi, nie jest to żadna tajemnica, ale... ona ogląda tylko konkretne bajki, takie, które ja znam i wiem, jaką mają treść. Nigdy nie oglądamy głupot, w których występują jacykolwiek źli bohaterowie, negatywne charaktery, bajek, które nie służą niczemu tylko wgapianiu się pseudośmieszne historyjki durnowatych bohaterów. Oglądamy tylko bajki, w których bohaterowie są dobrzy, budzą sympatię, kochają się, pomagają sobie, rozwiązują zagadki, dowiadują się nowych rzeczy, a nawet się uczą i to w przyjazny i bardzo atrakcyjny sposób, mam na myśli bajki takie jak w PlayHouse Disney albo Cbeebies i koniec. A dziś ten nieszczęsny Kubuś :( Maja uwielbia tego bohatera i jego przyjaciół, ale zna ich głównie ze współczesnej wersji z Tośką, nie ogląda też nigdy żadnych pełnometrażowych bajek kinowych poza Zygzakiem, którego zna na pamięć i jest to jedyna Disneyowska produkcja, którą akceptuje. A Kubuś - 'słodki jak miodek' - nie przeszło mi przez myśl, że poczciwy miś o małym rozumku okaże się taką klapą. Byłam załamana tym, co się wyprawiało w tej bajce, naprawdę, zastanawiałam się czy nie wyjść z kina. I nie chodzi mi tu wcale o fabułę, która jest nawet niezła, ani nawet o potwora Będęzara, który rogiem przebija skarpetki i robi mnóstwo innych straszności. To co mnie w tej animacji wnerwiło do granic możliwości to absolutnie nieśmieszne, natrętne, nieustanne elementy durnego humoru, w których wszystkie postaci rąbią się nawzajem po głowach i zadkach, przygniatają tak, że gały im wyskakują z orbit i ogólnie łupią się niemiłosiernie na wszelkie możliwe sposoby. To wszystko oczywiście tylko po to, by rozbawić widza - no faktycznie 'prześmieszne', tylko mnie jakoś nie bawiło, moją Córkę też nie, wierciła się, chodziła, wstawała, po prostu się nudziła i kompletnie nie rozumiała, o co w tym wszystkim do diabła chodzi. Wyszliśmy sfrustrowani, zawiedzeni i załamani - chcieliśmy zrobić dziecku przyjemność, a wyszło beznadziejnie, i co z tego, że mieliśmy najlepsze chęci - przeklęty Kubuś zepsuł mi cały dzień i nie mogę odżałować, że tam dziś poszliśmy. Kubuś i przyjaciele - nie polecam, odradzam :(

Ufff, a teraz coś milszego, ćwiczymy z Mają przyimki, bo zauważyłam, że ma z nimi problem - gdzie jest przed, gdzie obok, gdzie nad itd. Wydrukowałam ładne i przejrzyste karty z królikami stąd i dołączyłam do nich pudełko i króliczka.


Najpierw pokazywałam Mai poszczególne karty, nazywałyśmy przyimki, które przedstawiają i Maja w taki sam sposób musiała ustawić nasze pudełko i króliczka, potem umieszczała króliczka w różnych miejscach i dopasowywała karty, na końcu do zabawy dołączył Burek ( ten z Kubusia i Detektywów :) i też ustawiał się za, pod, nad, obok, pomiędzy... Prosta zabawa, a uczy w atrakcyjny sposób, na pewno będziemy do niej wracać, bo nie mamy jeszcze tej wiedzy dobrze przyswojonej. 



piątek, 29 lipca 2011

Klamerkowo - rolkowy pociąg


Kupiłam w końcu zestaw kolorowych klamerek do prania i będziemy mogły z nimi poszaleć :) Na początek mój wzrok padł na wielką górę rolek po papierze toaletowym i przypomniałam sobie o zabawie, którą kiedyś widziałm u Ewy. Pocięłam rolki na kółeczka i zabawa gotowa. Maja ucięła sobie dziś długą popołudniową drzemkę i była zachwycona nowym pomysłem po przebudzeniu.


Na początku stworzyła węża ( w moim zamyśle będzie to potem gąsienica ), a później wąż zamienił się w pociąg i była zabawa na całego. Skoro pociąg i wagoniki, to oczywiście muszą być też pasażerowie. Wszyscy po kolei zajmowali miejsca, potem Pan Kot - maszynista, sprawdzał wszystkim bilety, kolejno, głośno mówiąc 'Pierwszy wagon, proszę bilecik do kontroli, drugi wagon...' i tak aż do 20! :) Wszyscy podróżni kupili bilet, więc pociąg ruszył, a gdzie... oczywiście do Warszawy :) A kiedy podróż przez tunele i góry ( z nóżek i kolan Mai :) dobiegła końca, pasażerowie wysiadali kolejno, tak jak nakazywał pan maszynista 'trzeci wagonik wysiada, koniec trasy, siódmy wagonik, wysiadamy, już Warszawa itd.' Potem była jeszcze podróż powrotna i mnóstwo kilometrów przejechał nasz klamerkowy pociąg.



Same zalety - ćwiczenie paluszków i precyzji poprzez przypinanie klamerek, ćwiczenie liczebników porządkowych licząc kolejno oraz wyszukując konkretny liczebnik z numerem wagonika i do tego jeszcze wspaniała zabawa, coś z niczego, czyli to co tygryski lubią najbardziej.

Nasz pociąg był tak atrakcyjny, że na koniec Puma też postanowiła zabrać się w podróż do Warszawy :)  Tyle że chciała jechać na gapę i pociąg nie ruszył :)

czwartek, 28 lipca 2011

Galaretka

Maja lubi przygotowywać dla Taty różne niespodzianki, które czekają na niego kiedy wraca do domu po wyjazdach, wczoraj zapragnęła zrobić galaretkę. Smaczny pomysł, a w dodatku u nas w domu galaretka jest wyjątkowa :) Bardzo ją wszyscy lubimy, chociaż Maja jej nie je :( przekłada sobie z miseczki do kieliszka, nakłada i częstuje Mamę i po prostu się nią zachwyca, bo wygląda jak tęcza :)


Kupujemy różne kolory, razem mieszamy, wlewamy, co chwilka biegamy sprawdzać, czy już zastygła czyli, jak mówi Maja, zgalaretkowała się :) Jest pyyyszna, radosna, kolorowa i słoneczna, w sam raz na osłodę tego 'listopadowego' lata :(

wtorek, 26 lipca 2011

Pierwsze pieniążki



Skorzystałam z bardzo fajnych szablonów na stronie Lulek, gdzie jest mnóstwo fantastycznych zabaw edukacyjnych dla dzieci i zrobiłam dla Mai pierwsze pieniążki - banknoty 100, 50, 20 i 10. Z kółek do origami dorobiłyśmy jeszcze monety 5, 2 i 1, na razie nie wchodzimy jeszcze w rozbijanie złotówki na mniejsze nominały, więc tyle w zupełności wystarczy na początek.


Maja ma w pokoju wnękę, którą Tata zagospodarował na domek z okienkiem ( nie pokażę go póki co, bo wymaga jeszcze troszkę pracy ) i w tym okienku zwykłyśmy bawić się w sklepik. Jest to wspaniała rozwijająca zabawa, która uczy zachowań społecznych, uczy liczenia i pozwala wcielać się dziecku w rolę dorosłego, dlatego gorąco zachęcam - bawcie się w sklepik! Do tego naprawdę nie trzeba wiele, wcześniej nie miałyśmy żadnych pieniążków i płaciło się na niby, nie mamy też żadnej fantastycznej dźwiękowej kasy i tym podobnych bajerów, nasza kasa została znaleziona w piwnicy u dziadka, dźwięczy jak się ją naciska, więc bez problemu można bawić się w nabijanie produktów, a kupujemy zwykle filcowe warzywa i owoce i oczywiście jedzenie dla kotów :)



Teraz kiedy mamy już pieniążki na początek po prostu zaznajamiamy się z nominałami, Maja podaje jakieś kwoty, jakie tylko chce, a ja płacę. Kolejnym krokiem będzie ustalenie konkretnych cen dla każdego produktu i płacenie zgodnie z wyznaczoną kwotą. Tych etapów, coraz trudniejszych, jest całe mnóstwo:

- wydawanie reszty
- pokazanie że np. 20 zł i dwa razy 10 zł to to samo, uzbieranie większej kwoty tylko monetami
- używanie liczmanów zamiast pieniążków np. fasolek lub guzików i odliczanie dokładnej ilości
- próba samodzielnego gospodarowania pieniążkami - guzikami, dziecko ma mniej pieniążków niż produktów i musi samo zdecydować czego i ile kupić, żeby mu wystarczyło
- kiedy dziecko jest starsze wprowadzenie systemu dziesiętnego - dzielenie złotówki na mniejsze nominały itd.
- pokazanie wymieszanych ze sobą pieniędzy zabawkowych i prawdziwych, ich rozróżnianie i segregowanie

Pewnie jest tego jeszcze dużo, dużo więcej, ale wydaje mi się, że to i tak solidny temat do wielu godzin zabawy. Zapoznanie dziecka z rolą pieniędzy w życiu jest bardzo ważne i niezbędne w wieku przedszkolnym. Przede wszystkim należy uświadomić dzieciom, że pieniądze otrzymuje się za prace ( naprawdę bardzo wiele dzieci tego nie rozumie ), że nie biorą się one znikąd, nie wyskakują z bankomatu wtedy kiedy chcemy. Dziecko musi też mieć świadomość, do czego pieniądze są nam potrzebne, że płacimy rachunki, kupujemy jedzenie, lekarstwa, ubrania, a nie tylko zabawki i inne przyjemności. Każde dziecko, już w wieku przedszkolnym, powinno mieć też możliwość oszczędzania własnych pieniążków w śwince skarbonce, mogą to być naprawdę niewielkie kwoty, ważne, żeby dziecko pojęło ile cierpliwości wymaga uzbieranie odpowiedniej kwoty na spełnienie jakiegoś marzenia.

Maja ma niebieską świnkę skarbonkę, do której co sobotę wkładają z tatą pieniążki. Wiecie na co aktualnie zbiera moja Córka? Na zielonego Forda, którego kupi sobie jak tylko będzie mogła mieć prawo jazdy :))) myślę, że ten plan jeszcze nie raz się zmieni, ale najważniejsze, że uczy się oszczędzać i ma świadomość tego, że ma własne pieniądze, którymi może rozporządzać.

Wykorzystuję też wszelkie możliwe okazję by pozwalać Majce płacić za zakupy w sklepie, daje pieniążki, odbiera resztę i uczy się, że nie bierzemy niczego za darmo. Ehh, rozpisałam się, zatem powodzenia! Zabawcie się w małych sklepikarzy, inwestorów, a może nawet bankierów :)

Kręgle


Tata obiecał Mai, że zabierze ją na prawdziwe kręgle i dotrzymał słowa. Pojechaliśmy do kręgielni i cały tor był nasz. Pierwszy raz w życiu grałam w kręgle i to wcale nie jest takie łatwe, Maja rzucała specjalną dziecięcą kulą, ale przy Tacie i Wuju nie miałyśmy szans :( Mimo to zabawa była przednia, Maja mimochodem poćwiczyła matematykę zliczając zbijane kręgle, naprawdę fajna rodzinna zabawa. Nie byliście jeszcze z dziećmi na kręglach? Idźcie w jedno z tych  letnich niemal 'listopadowych' popołudni, my na pewno jeszcze pójdziemy :)

poniedziałek, 25 lipca 2011

Rakieta

Mój kochany Mąż jakieś dwa miesiące temu (!) przytachał do domu dwa przeogromne kartony i oświadczył, że razem z Mają zbudują rakietę. Kartony stały sobie w pokoju, zadomowiły się, zdążyłam się już do nich przyzwyczaić jak do nowych mebli, aż w końcu, w końcu (!) nadeszła wiekopomna chwila, wczoraj przy okazji wizyty przyjaciela Mai w końcu nastąpił lot w kosmos!


Kartony zostały sklejone, wycięte wejście i okna, a całość owinięta kosmiczną folią aluminiową, dzielni astronauci mieli też oczywiście kombinezony kosmiczne i kaski. Gdy praca została skończona wsiedli do rakiety, odliczali i... rakieta ruszyła! Strasznie nią trzęsło i telepało :), folia hałasowała, kosmonauci piszczeli z radości, a potem wylądowali na marsie, gdzie spotkali Marsjanina - tatę :) Była naprawdę dobra zabawa, po której przyjdzie chyba u nas czas na poznanie planet i gwiazd.



Wielką atrakcją okazała się również sama możliwość rozwijania po domu nieograniczonej ilości folii aluminiowej, ehhh, było jej naprawdę dużo, była torem wyścigowym, drogą do biegania w tę i z powrotem, i trasą dla samochodzików.



Zabawy z folią w naszym domu na pewno do powtórki, polecamy!

sobota, 23 lipca 2011

Matematyczne gąsienice

Dla mnie to nieprawdopodobne, że pod koniec lipca jest taka pogoda, chciałam jechać kupić Mai kilka nowych sukienek, a muszę szukać nowej kurtki i czapeczki :((( zamiast biegać i skakać na podwórku, siedzimy w domu. Ostatnio po wyjściu z przedszkola Maja w kaloszach urządziła sobie slalom po kałużach, biegała i biegała chyba z 20 minut w tę i z powrotem, była mokra od stóp do głów, ale przeszczęśliwa :) Deszcz oczywiście też daje dzieciom radość, ale litości, nie tyyyyyle deszczu codziennie! :( Kiedy będzie słonko, pytam? :)



Żeby troszkę się poruszać w domku zrobiłam dziś dla Mai matematyczne gąsienice do biegania i skakania. Inspiracja przyszła od Antosia, który skakał po sylabach i od Emmy, która skakała po gąsienicach. Spodobała mi się bardzo ta druga propozycja i chciałam wydrukować Majce takie same gąsienice, ale po pierwsze nie chciałam, żeby na kartach znajdowały się cyfry - chciałam, żeby Maja musiała sama zliczać części gąsienic, po drugie w tamtych materiałach głowa nie była liczona jako jedna z części, a to moim zdaniem wprowadza niepotrzebne zamieszanie i utrudnienie. Dlatego zrobiłam gąsienice sama, takie jakie chciałam :) Poprosiłam Maję o pomoc, ale nie była zainteresowana, bo dzięki pewnej Dobrej Duszy mamy w domu sporo nowych gier planszowych i Maja żyje ostatnio głównie w ich świecie, ale o tym następnym razem.



Zrobiłam 10 gąsienic tak jak 10 cyfr, każda kolejna ma o jedno kółko więcej, wszystkie poszły do laminowania i zabawa gotowa. Rozłożyłam je na podłodze i Maja skakała, potem włączałam muzykę i Maja biegała po wszystkich gąsienicach, kiedy muzyka cichła mówiłam np. 'Maja na siódemkę' i Maja liczy i jak najszybciej staje na gąsienicy siódemce itd, potem do zabawy dołączył Tata i była rywalizacja.

Gąsienice układamy też od najkrótszej do najdłuższej, można też na nich dodawać i odejmować, można dopisać do nich odpowiednie cyfry mazakiem do tablic, skakać po nich do woli na wszystkie sposoby, można ułożyć jedną za drugą i próbować rzucać woreczkiem z grochem na konkretne liczby, ehhh jest pewnie wiele możliwości :)

środa, 20 lipca 2011

Watuś

Uszyłam kotka! Sama nie wierzę, że to piszę!!! Ja? Uszyłam? Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie, nie ma co tu kryć, nie cierpię i nie potrafię zszywać, cerować, nie mówiąc już o maszynie do szycia - niezgłębione przeze mnie tajniki wiedzy tajemnej, ale... to nie znaczy, że nie chciałbym potrafić szyć różne przepiękne rzeczy - króliki, fartuszki, poszewki, sukieneczki i... ochhh. Ale wiecie co? Miłość uskrzydla i dodaje wiary w siebie, a miłość do mojej Córeczki jest tak wielka, że patrząc sobie na nią postanowiłam sięgnąć po igłę i nitkę, by dać jej coś, co będzie częścią mnie, a jej sprawi tyyyle radości! I tak uszyłam Watusia! :)))



Wiem, że dla wielu z was wyglądać on może jak najbardziej pokraczne i wychudzone zwierzątko świata, ni kot ni wydra, ale... nie potrafię szyć, a uszyłam go sama i dla mnie jest piękny... moja Córka widzi, że to kotek i pokochała go od pierwszego wejrzenia, nazwała go Watuś, bo razem wypełniałyśmy go watą i bardzo, bardzo się z niego cieszy, do kolekcji kotków - najbliższych sercu mojego dziecka stworzeń - dołączył ten zrobiony przez Mamę :) Ależ jestem z niego dumna!

I wiecie co? Spośród całego pokoju zabawek Maja wybrała dziś rano Watusia, żeby zabrać go do przedszkola i pokazać dzieciom... ehhh, tak mi było ciepło w sercu :)

wtorek, 19 lipca 2011

Rakieta do nauki orientacji na kartce :)

Planowałam tę zabawę już od dawna i jakoś ciągle nam umykała, aż w końcu jest - powstała spontanicznie, pod wpływem chwili i tak chyba jest najfajniej :)

Na początek wydrukowałam sześciu pasażerów rakiety,  zdecydowałam, że będą to bohaterowie ostatnio najulubieńszej naszej bajki, bo chciałam żeby było atrakcyjnie, ale może to być każdy - the sky is the limit :). Wszystkich wycięłam i zalaminowałam. Już na tym etapie było dużo frajdy, bo Maja od razu zaczęła się bawić powstałymi figurkami.

Przyszła pora na zrobienie rakiety. Kartkę dzielimy na sześć równych części - to najważniejsze, potem dorobiłyśmy kadłub i płomienie, nic prostszego. Pod każdego z pasażerów podkleiłam kulkę z plasteliny, żeby można było ich przyczepiać do rakiety. I zaczyna się zabawa. Wszyscy muszą zająć miejsca w rakiecie, więc Mama mówi, a Maja przyczepia:

- Twist w prawym górnym rogu
- Gwiazdek po środku na dole
- Alfa w lewym dolnym rogu
- Nochal w lewym górnym rogu
- Omega w prawym dolnym rogu
- Ninka po środku na dole


Wszyscy zajęli miejsca, to odliczamy! 5 4 3 2 1 START! I rakieta lata po całym domu, potem ląduje, wszyscy wysiadają, bawią się, a potem na nowo muszą wskoczyć do rakiety i zabawa w przyczepianie na miejscach zaczyna się od nowa. Potem Maja sama mówi, gdzie kto ma siedzieć, a Mama przykleja pasażerów.

Zabawa tą rakietą zajęła dziś w naszym domu prawie całe popołudnie! A przy tym jest to bardzo ważne ćwiczenie przygotowujące do nauki pisania i czytania, po pierwsze utrwala gdzie jest lewa i prawa strona, a poza tym uczy orientować się w kierunkach na kartce, co jest potrzebne, żeby w przyszłości czytać i pisać od odpowiedniego punktu. Słowem kwintesencja nauki przez zabawę, gorąco polecamy!

poniedziałek, 18 lipca 2011

Bąbelkowa ośmiornica

Dawno nie było nic plastycznego, zatem dziś przedstawiam naszą ośmiornicę, którą Tata nazwał Urszulką. Jak wiadomo ośmiornica posiada osiem ramion, a na nich mnóstwo macek, dlatego do ich zrobienia użyłyśmy folii z bąbelkami, bo wyglądają jak małe macki :)



Głowa ośmiornicy to papierowy talerzyk, który Maja pomalowała na czerwono, ja wycięłam macki z folii, a Maja pomalowała je mieszanką czerwonej farby i kleju, zostawiłyśmy wszystko do wyschnięcia, a potem po prostu połączyłyśmy taśmą i ozdobiłyśmy.

Urszulka bawiła się z nami cały wieczór, zaczepiała i gilgotała swoimi mackami, jest bardzo sympatyczna, a co najważniejsze powstała z niczego. Do tego fajnie jest bawić się bąbelkową folią, oswajać paluszki z jej fakturą i oczywiście strzelać bąbelkami. Jest to pomysł naszego niezastąpionego Pana Robótki. A jutro mam nadzieję zmierzyć się z projektem Bajkopisania w Tominowie.

niedziela, 17 lipca 2011

Dinozaury, nosorożec Shikari i Multimedialny Park Fontann

Śmiało mogę stwierdzić, że uwielbiamy z Mają jeździć do Warszawy i już się nie możemy doczekać kolejnej wizyty! Mamy swój absolutnie ulubiony hotel, w którym Majka raduje się wszystkim - skakaniem po łóżkach, wyścigami po korytarzach, ogródkiem z lawendą i oczywiście basenem i tak naprawdę tysiącem innych rzeczy :) Póki Tata będzie jeździł do Warszawy do pracy, póty my będziemy tam częstymi gośćmi.

Chociaż bardzo lubię swoje miasto i nie chciałabym mieszkać gdzie indziej, oszałamia mnie to, jak dużo możliwości daje Warszawa, jeszcze trochę i będę prawdziwym ekspertem w zapewnianiu dziecku atrakcji w stolicy, jak rodowita warszawianka, albo i lepiej :)

Podczas tego wyjazdu zdecydowanie największe wrażenie zrobił na nas niesamowity, magiczny pokaz w Multimedialnym Parku Fontann na Podzamczu, nad Wisłą, słyszeliście o tym? Brak mi słów, fantastyczne i absolutnie przecudowne, kolorowe, podświetlane fontanny tańczą w rytm muzyki Chopina. Mogłabym to oglądać co tydzień, Maja też :)

Zdjęcie stąd.

Zdjęcie stąd.

Nie udało nam się zrobić własnych zdjęć, bo jak na złość rozładował się aparat :( Ale na pewno jeszcze tam wrócimy. Kto nie widział niech pędzi jak wiatr, dla dziecka jest to przeżycie naprawdę niesamowite, dla dorosłych też :) Zazdroszczę warszawiakom - kolejny raz :)

Byłyśmy też w Muzeum Ewolucji w Pałacu Kultury zobaczyć prawdziwe szkielety dinozaurów - wrażenia oczywiście przeogromne, rzekłabym prawdziwie 'dinozaurowe'. Do tego mnóstwo wypchanych zwierzaków i prawdziwe piranie, bardzo fajnie i ciekawie spędzony czas.




I oczywiście zoo, jak zawsze, to już chyba będzie naszą tradycją, jeszcze trochę i chyba wykupimy sobie roczny bilet, tym bardziej, że zawsze trafiamy na coś wspaniałego. Tym razem Maja sama karmiła pawiany i widziała karmienie nosorożców. Nosorożec Shikari był tak blisko, że można go było dotknąć, odczucia były tak wspaniałe, że byłam bliska wzruszenia, kiedy potężny, pancerny, rogaty zwierzak wyciągał język i nadstawiał pysia po marchewki, jabłka i banany, jak małe dziecko. Zakochałam się w Shikari i będę to pamiętać do końca życia :)




W kwestii najfajniejszych warszawskich placów zabaw jestem już prawdziwą znawczynią, wciąż pierwsze miejsce zajmuje ten na Placu Wilsona na Mierosławskiego - cudowny! Ale byliśmy też na Bemowie w Parku Górczewska i tam też było super.





Cóż, jak już pisałam, uwielbiamy być turystkami w stolicy, jeszcze tyyyle atrakcji przed nami, jeśli jeszcze nie - to byliście całym sercem polecam wycieczkę do Warszawy z dziećmi, nie pożałujecie :)


Acha, w nocy Pałac jest podświetlony na niebiesko :)

środa, 13 lipca 2011

I spy 2

Pamiętacie nasze I spy? Bardzo jesteśmy z niego zadowolone, dziś przed nami kilka godzin w samochodzie więc szybciutko dorobiłyśmy sobie drugą planszę i zamierzamy szpiegować na obydwu :) Nie ma chyba bloga o zabawach z dziećmi, na którym nie byłoby jeszcze szpiegowskiej butelki lub szpiegowskich kart, białych lub kolorowych - to naprawdę wciąga :)


Nie będzie nas kilka dni, zatem do zobaczenia i życzymy słonka :)

Samogłoski o, u, e, i

Korzystając z wolnego wieczoru i idąc za falą natchnienia przygotowałam wczoraj dla Mai plansze w wyrazami na pozostałe samogłoski. Wszystkie kartoniki robię podwójnie, z podpisami i bez, do tych bez podpisów wycinam oddzielnie wyrazy do dopasowywania, wszystko przeleciało też przez laminarkę, żeby służyło dłużej. Z tymi planszami będziemy bawić się tak samo, jak z wyrazami na 'a', a kiedy już opanujemy wszystkie będziemy ze wszystkich wyszukiwać odpowiednie wyrazy i przyporządkowywać do piankowych samogłosek, będziemy też zaznaczać samogłoski ścieralnym flamastrem i... pewnie jeszcze mnóstwo rzeczy.






Jeśli komuś mogłyby się przydać nasze samogłoskowe plansze mogę je podesłać na maila :)

wtorek, 12 lipca 2011

Samogłoska a

Dalszy ciąg naszej zabawy z literkami i wyrazami. Mimo, że najważniejsze dla nas wyrazy Maja ma już opanowane postanowiłam zrobić planszę, żeby je utrwalić na zawsze, a poza tym są najważniejsze, więc im się należy :)


Najpierw odczytujemy, wyraźnie artykułując, wszystkie wyrazy, potem dopasowujemy osobno wycięte wyrazy do podpisów pod zdjęciami, na koniec karta z podpisami zostaje zastąpiona taką bez podpisów i trzeba dopasować wyrazy do zdjęć, to naprawdę fajna zabawa, tym bardziej, że przecież to cała nasza rodzinka :)

Potem kolej na samogłoski. Jako pierwsza 'a'. Przygotowałam pierwsze karty z wyrazami zaczynającymi się na 'a' i bawimy się nimi tak samo, jak tymi powyżej. Potem przyjdzie kolej na następne samogłoski... duuuużo jeszcze przed nami ;)


Samogłoskowy jamniczek

Do tej pory nie uczyłam mojej Córeczki czytać żadną metodą, od dawna zna wszystkie literki, odczytuje najważniejsze dla niej wyrazy MAMA, TATA, MAJA, PUMA  i potrafi je napisać. Może późno, porównując do dzieci z wielu zaprzyjaźnionych blogów, ale przyszedł czas i u nas na pierwsze kroki zmierzające w stronę czytania, mama ma póki co mętlik w głowie, ale próbujemy, bawimy się literkami i wyrazami. Już dawno okleiłam wszystkie meble w domu karteczkami z nazwami ( stół, biurko, drzwi itd.) i Majeczka się opatruje :)

Wczoraj przygotowałam jamniczka z samogłoskami - dopasowywanie wielkich do małych liter. Maja poradziła sobie błyskawicznie, szybciej niż myślałam, dopasowała połówki jamniczków i wyraźnie artykułowałyśmy wszystkie głoski.


Potem do zabawy dołączyły nasze nakrętkowe literki i kwadraciki ze scrabbli. Bardzo się Mai spodobały jamniczki i myślę, że z samogłoskami nie ma żadnego problemu, po nich przyjdzie pora na spółgłoski - może krokodylkowe, zobaczymy :)

Słomkowa rakieta

Bardzo prosta, a taka radosna zabawa. Pokazał ją wczoraj nasz ukochany Pan Robótka, zrobił ją w minutkę, nie minęła kolejna minutka, a w naszym domu była już taka sama. Świetna logopedyczna, latająca rakieta zrobiona w malutką chwilkę :)


Wycinamy z kolorowego papieru kształt rakiety z okienkiem, płomień z bibuły, sklejamy zostawiając na dole otwór do włożenia słomki, a potem dmuuuchamy z całej siły i rakieta odlatuje w kosmos!

Była tak fajna, że szybko dorobiłyśmy też kometę, żeby móc robić kosmiczne wyścigi - czyja poleci dalej. Zatem do dzieła i... 5 4 3 2 1 START!

niedziela, 10 lipca 2011

Zabierz nas do Warszawy!

Tata często musi jeździć do Warszawy, Mama i Maja nie lubią siedzieć w domu bez Taty, Maja uwielbia spać w hotelu = czasem do Warszawy jadą wszyscy, Tata do pracy, Mama i Maja na balety :P

Naprawdę bardzo bardzo miło spędziłyśmy czas w stolicy, poczynając od hotelu, którym Maja była zachwycona ( przede wszystkim dlatego, że był tam zdalnie sterowany tor wyścigowy dla Zygzaka :), poprzez wszystkie atrakcje jakie udało nam się przeżyć. Byłyśmy na tarasie widokowym na 30 piętrze w Pałacu Kultury,  oczywiście w Zoo, gdzie było wprost fantastycznie, wszystkie zwierzątka wystawiały się jakby specjalnie dla nas, a pawiany zjeżdżające po zjeżdżalni to już absolutny hit, w Kalimba Kofifi, o odwiedzeniu którego marzyłam od dawna, a uczucia miałam niestety mieszane, na cudownym, rewelacyjnym placu zabaw na przeciwko w parku Żeromskiego, w II ogródku jordanowskim na Odyńca, a do tego an licznych lodach i przepysznych włoskich kolacjach w Vapiano, lokalu w którym o gotowej pizzy informuje cię osobisty brzęcząco - świecący pager :)).


Ten tyci ludzik w różowym to Majeczka :)



Kto wie gdzie jest Nemo? :)




Ziuuuu! Jeżdżą tak jeden za drugim, po kolei, jak dzieci na placu zabaw i wzbudzają ogólny zachwyt i śmiech :)


Phi, my też mamy taką pumę w domu - twierdzi Maja - nooo, troszkę mniejszą - twierdzi Mama :)




Nasz ukochany warszawski Hipcio, kto go jeszcze nie widział oko w oko pod wodą niech pędzi, jest przewspaniały, tak jak rekin, na którego Maja może patrzeć godzinami :)



Zakochałyśmy się na zabój w warszawskich placach zabaw, coś przewspniałego, Maja mogłaby tam spędzać całe dnie, dlaczego u nas takich nie ma???


Na pewno mamy w planie jeszcze Muzeum Ewolucji, bo Centrum Nauki Kopernik, choć marzę o nim z całego serca ochhh!, niestety odpada ze względu na trzygodzinne kolejki, jesteśmy obie z Majką zbyt niecierpliwe osóbki, a co jeszcze? Zobaczymy następnym razem :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...